piątek, 7 listopada 2014

Rachel Khoo - Moja Mała Francuska Kuchnia

 Są tacy autorzy książek kucharskich, których pozycje kupuje się "w ciemno", bez zastanowienia. Są też tacy fotografowie, dla których zdjęć kupuje się książki kucharskie. Książka Moja Mała Francuska Kuchnia Rachel Khoo ma obydwie te cechy. 

Autorka, młoda brytyjka, gotująca w Paryżu i jeżdżąca po Francji za ciekawymi, oryginalnymi smakami, z łatwością zdobywa serca czytelnika i widza swoich programów kulinarnych. David Loftus, światowej sławy fotograf kulinarny, potrafi na papierze oddać smak i zapach potraw. Zdarzało mi się kupować książki kucharskie tylko po to by oglądać zdjęcia jego autorstwa. W książce Rachel Khoo nie zawiódł. Fotografie są niezwykle apetyczne, wymowne, zdają się wręcz krzyczeć "zjedz mnie!". Lecz żeby móc zjeść trzeba najpierw ugotować. Tutaj z pomocą przychodzą czytelnikowi przepisy autorstwa uroczej paryżanki (bo nie można tego Rachel odebrać, jest paryżanką, chociaż w Paryżu się nie urodziła). 

Rachel Khoo wybrała się w podróż w różne zakątki Francji by odnaleźć autentyczne, uwielbiane przez Francuzów smaki. W skutek tej podróży powstało dużo przepisów. Niekoniecznie identycznych z oryginalnymi, ale w pewien sposób autentycznych, będących impresją na temat smaków charakterystycznych dla tego kraju.

Książka Moja Mała Francuska Kuchnia podzielona została na rozdziały odpowiadające regionom Francji. Każdy rozpoczyna się od wstępu poświęconego osobliwościom kuchni, zwyczajom mieszkańców i opowiadającego o odczuciach autorki. Dalej są już smaki i zapachy w jej autorskich recepturach. Smaki nie do podrobienia, inne, autorskie.

Ta książka udowadnia, że regionalna kuchnia francuska nie musi być ciężka i przestarzała, że każdy może z nią improwizować.




Zapraszam na http://facebook.com/ksiazkikucharskie, gdzie jeden egzemplarz Mojej Małej Francuskiej Kuchni można wygrać.

Rachel Khoo - Moja Mała Francuska Kuchnia
Fotografie: David Loftus

Wyd. Albatros (2014)
Liczba stron: 288
Okładka: twarda
Cena okładkowa: 68zł
Książkę dostałam od Wydawnictwa Albatros

czwartek, 23 października 2014

Degustacja win Istenić



Pewien październikowy wieczór spędziłam w doskonałych okolicznościach przyrody w Restauracji i Barze Strefa, na degustacji słoweńskich jakościowych win musujących dystrybuowanych w Polsce przez firmę Vino-Vita. Producentem degustowanych trunków jest Penine Istenic, rodzinna firma, istniejąca od 1968 roku, uważana za jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą w kraju. O oprawę kulinarną wydarzenia zadbała obsługa restauracji "Strefa".
Wśród degustowanych win znalazły się: Vila Istenic – przyjemne jako aperitif i w towarzystwie ogórka czy zielonej papryki; Barbara – nazwane tak na cześć córki założyciela firmy, urodzonej tego dnia gdy rozpoczęły się pierwsze zbiory w winnicy, wino półwytrawne, świeże, idealnie pasujące do ryb i sałatek; No.1 Cuvee Speciale – mocno wytrawne wino musujące, wszechstronne, dojrzałe, wielokrotnie nagradzane; Desiree – napój winny, z wyczuwalną w smaku brzoskwinią oraz Vila Rose – idealne w towarzystwie pływającego weń imbiru i kostek lodu.
Kucharze zaserwowali Ceviche z tuńczyka, Sałatkę z rukoli i szpinaku z figami i kozim serem, Grillowaną pierś z kaczki, Pieczonego sandacza oraz mus z mascarpone z lodami pistacjowymi.
Było to chyba moje pierwsze spotkanie z winami produkcji słoweńskiej. Winami przyjemnymi, o niezbyt wygórowanych cenach (od 44 zł do 64zł).










Za zaproszenie dziękuję Pani Ursce Leban – właścicielce firmy Vino-Vita oraz Patrycji Siwiec – współorganizatorce wydarzenia.

środa, 1 października 2014

Jillian Michaels - Opanuj swój metabolizm. Książka kucharska.

Podobno każda kobieta zrobi wiele by stać się seksowniejsza (nawet jeśli wprost tryska z niej seksapil), piękniejsza (choćby była Miss Świata), zdrowsza (nawet jeśli nic jej nie dolega) i szczęśliwsza (choćby wygrała w totka, miała cudowną rodzinę i ogólnie była spełniona we wszelkich aspektach życia). 

Autorka książki Opanuj swój metabolizm. Książka kucharska. Jillian Michaels składa nam obietnicę, że dzięki jej metodzie można stać się właśnie piękniejszym, szczęśliwszym, zdrowszym i seksowniejszym. Czy to prawda? Być może. Mnie udało się przygotować kilka zaproponowanych przez Jillian dań i nie narzekam, jednak gigantycznej zmiany w jakości swojego życia jeszcze nie zauważyłam. 

Podstawowym założeniem metody Jillian jest doprowadzenie do równowagi hormonalnej, tak by funkcjonować jak najlepiej, być sprawnym, tryskać energią, spalać tłuszcz bez większego wysiłku.

Książka składa się z dwóch głównych części: Co i dlaczego (garść informacji o tym, jak funkcjonuje organizm, czym jest dieta, jakie korzyści można odnieść stosują program Jillian i jak ułożyć plan posiłków) oraz Przepisy (125 receptur na dania zgodne z proponowanym programem). 
Część teoretyczna pomaga zrozumieć czytelnikowi dlaczego warto wypróbować tę metodę i wskazuje, że Jillian nie proponuje diety, tylko rozsądną zmianę nawyków, nie tylko żywieniowych. Nie mogę ukryć, że spotyka się to z moją całkowitą aprobatą, gdyż jestem orędownikiem zmiany, a nie walki. 
Przepisy na dania, które proponuje Jillian są smaczne, wykonalne, zawierają składniki raczej bez problemu dostępne w Polsce. Przy każdej recepturze podane zostały wartości odżywcze dania, a także korzyści zdrowotne jakie wynikają z jego spożywania. Przy wielu pojawiły się dodatkowe porady autorki i jej komentarz.

Jeśli chcesz dokonać jakiejś zmiany w swoim sposobie odżywiania, zmiany, która nie będzie bardzo bolesna, ale może spowodować poprawę funkcjonowania organizmu i, być może, utratę kilku zbędnych, niezbyt kochanych kilogramów, to ta książka zdecydowanie Ci to ułatwi. Mimo absolutnego braku zdjęć zdobyła moje uznanie.


Jillian Michaels - Opanuj swój metabolizm. Książka kucharska.
Fotografie: -

Wyd. Laurum (2014)
Liczba stron: 292
Okładka: miękka
Cena okładkowa: 49,9zł
Książkę dostałam od wydawnictwa Laurum

wtorek, 30 września 2014

Magdalena Makarowska - Dojrzała i szczupła

 W mojej pracy zawodowej spotykam się z wieloma Paniami przechodzącymi menopauzę i borykającymi się z nadmiernymi kilogramami, których walka polega przede wszystkim na tym, żeby zbytnio nie przytyć. Chociaż "walka" to najgorsze słowo jakiego można użyć. Spotykając się z nimi, staram się nauczyć ich nowego sposobu odżywiania, dostrzegania swojej atrakcyjności, podkreślania tego co najlepsze, akceptacji samych siebie, by praca z ciałem była właśnie "pracą", a nie "walką". Niestety nie wszystkie wspaniałe Panie, o nieco okrąglejszych kształtach mogą trafić do doradcy żywieniowego, diet coacha. Dla nich powstała książka Dojrzała i szczupła autorstwa Magdaleny Makarowskiej. 

Dojrzała i szczupła to poradnik, z którego można zaczerpnąć wiedzę na temat zasad właściwego odżywiania, procesów i przemian zachodzących w ciele kobiety przechodzącej menopauzę, a także propozycję sześciotygodniowego jadłospisu, dzięki któremu można zrzucić parę kilogramów. 

Jak jeść? Czym się kierować przy wyborze produktów? Co z czym łączyć? Czego zdecydowanie unikać? Tego wszystkiego można dowiedzieć się z książki Magdaleny Makarowskiej. Przepisy w części z jadłospisem są proste, lecz jednocześnie zróżnicowane i smaczne, niestety mają pewne niedociągnięcia i trzeba je czytać uważnie, gdyż czasami brakuje składników na liście, potrzebnych do przygotowania dania. Propozycja przygotowywania posiłków na dwa dni ułatwia życie w zabieganym świecie, gdy funkcjonujemy w ciągłym niedoczasie.

Książkę Magdaleny Makarewicz mogę polecić z czystym sumieniem, ponieważ opiera się na aktualnej wiedzy dotyczącej odżywiania, jest ładnie wydana i została napisana w przystępny sposób.


Magdalena Makarowska - Dojrzała i szczupła
Fotografie: Tomasz Makarowski

Wyd. Feeria (2014)
Liczba stron: 274
Okładka: miękka
Cena okładkowa: 34,9zł
Książkę dostałam od wydawnictwa Feeria

niedziela, 29 czerwca 2014

Festiwal Dobrego Smaku w Łodzi

Sobota minęła mi pod znakiem jedzenia w Łodzi, w której w ostatni weekend czerwca odbywa się Festiwal Dobrego Smaku organizowany przez agencję PRową SBS. Festiwal ma prostą zasadę. Restauracje przygotowują po jednym daniu festiwalowym, które można nabyć przez 4 dni za 10zł za porcję. Ktoś dociekliwy, może się spytać jak to się może opłacać. Ano może, dania są degustacyjne, czyli krótko mówiąc - miniaturowe. W festiwalu biorą udział też kawiarnie, w których można spróbować deseru (lub zestawu) za 7zł.
Do Łodzi przyjechałam około 13 w sobotę i udało mi się odwiedzić kilkanaście lokali i spróbować kilkunastu dań, na zdecydowanie różnym poziomie. 

Odwiedziłam (w kolejności przypadkowej):

1. Breadnię, serwującą kulebiak z farszem i sosem z maślaków. Na talerzu otrzymałam dwa kawałki kulebiaka nadziewanego kapustą i suszonym maślakiem, w sosie z kurkami (nie kurkowym!). Sam kulebiak nie był zły, tyle, że ciasto drożdżowe szybko obsycha i na drugi/trzeci dzień się średnio nadaje do jedzenia, a sos przemysłowy powoduje u mnie szybkie reakcje alergiczne. Obsługa była sprawna i szybka. Na co dzień Breadnia podaje śniadania, także nie wiem jak się ma kulebiak do normalnego menu.

2. Byk Burger, podający polika w towarzystwie polskich warzyw. Tutaj nie udało mi się zjeść ze względu na czas oczekiwania.

3. House of sushi, podające przegrzebki smażone na palonym maśle z płatkiem marchwiowo- imbirowym i pianą z buraka. Tutaj spotkałam dziki tłum oczekujący na stolik, ale się udało. Przegrzebki trochę ciut za bardzo umazane w tłuszczu, dodatki może niekoniecznie przegrzebkowe, ale całość spójna z koncepcją lokalu.

4. La Strada, policzki wołowe z przyprawami korzennymi, sosem demi glace, liśćmi bananowca, podane z krokietem ziemniaczanym. Obsługa początkowo miła, zupełnie zapomniała o moim zamówieniu. Osoby, które przyszły po mnie dostały zamówione dania przede mną, ja czekałam niespełna godzinę. A danie, totalnie przeciętne. Krokiet przypominający chwile w tureckim 3* hotelu pod koniec lat 90 (ach co za nostalgia!), policzki miękkie, ale skąd ten bananowiec? Lokal na co dzień serwuje kuchnię włoską, jak podane danie koresponduje z tym co podają? Nijak. 

5. Lavash, kaukaskie kombo, czyli mini porcje różnych dań serwowanych w tym lokalu. I to podejście rozumiem. Za 10 zł restauracja pozwala klientowi spróbować tego co normalnie serwuje, dzięki czemu wykorzystuje Festiwal Dobrego Smaku wypromowaniu podawanej przez siebie kuchni. To co znalazłam na talerzu było trochę inne niż smaki, które znam z tamtej części świata, nie było zachwycające, ale doceniam wkład pracy. Obsługa była sprawna.

6. Layali Shisha Club&Restaurant, podająca bamię w pomidorach z wołowiną (a nie jak sugerowano z kurczakiem) i ryżem syryjskim. Wujek google podpowiedział mi, że bamia to po prostu gulasz z okry i mięsa, więc wiedziałam czego się spodziewać. Obsługa uśmiechnięta, mało zajętych stolików. Danie domowe, smaczne. Ryż świetny, chyba będący najlepszą częścią dania, w sosie 1 kawałek mięsa i 4 kawałki okry. Jedząc poczułam się trochę jak na bliskim wschodzie, trochę też dlatego, że obok ktoś palił shishę.

7. Lokal, podający bażanta, dzika, dereń, grzyba, kalarepę i inne ciekawe rzeczy. Tu miałam do czynienia z daniem prawdziwie restauracyjnym, ze zrozumieniem hasła "Zapomniane - na nowo odkryte". Z daniem, które nie tylko smakowało świetnie, ale też świetnie wyglądało. Całość zgrana z koncepcją lokalu, który serwuje nowoczesną kuchnię polską. W sobotę w 6 godzin wydali niespełna 600 porcji.  Czytałam komentarze, że pod wieczór nie udało się zjeść, ale wyobraźcie sobie 600 porcji. W większości restauracji na godzinę wydawano po kilkanaście porcji, a nie sto! Zdecydowanie Lokal pojął ideę Festiwalu.

8. Pozytyvvka - podająca carbonarę naleśnikową, czyli makaron z ciasta naleśnikowego. Ta restauracja na co dzień ma w menu pierogi i naleśniki, nie wiem skąd pomysł na danie zainspirowane kuchnią włoską. Nie lubię makaronu o konsystencji kluchy i mam problem z jego oceną. Sos był taki jak trzeba. Ludzi bardzo dużo, jednak porcję dostałam w kilka minut.

9. Restauracja Bułgarska podająca szprotki. Otrzymałam talerz szprotek i 2 cienkie plastry cytryny. Szprotki bez przypraw, w panierce, smażone we fryturze. Frytura była stara (posmak kapcia, wykrzywiający twarz) i zimna (panierka odchodziła od szprotek). Jak to się ma do kuchni Bułgarskiej? Co było zapomnianego?

10. Restauracja Kryształowa, serwująca krokiet z ogona wołowego z młodymi warzywami. Całość ok, pasująca do klimatu restauracji, w smaku świeża. 

11. Restauracja Malinowa, potrawka z kurczęcia polskiego z marchewką z groszkiem i dzikim ryżem. W tej restauracji najbardziej podobała mi się goła ściana, pozbawiona tynku. Ja trochę inaczej rozumiem potrawkę niż szef kuchni. Na talerzu znalazłam kawałek pieczonego mięsa (trochę suchego), puree z marchewki i groszku, kawałki marchewki mocno al dente, kilka sztuk nasion groszku i ryż. Całość ok, tylko gdzie ta potrawka?

12. Restauracja Polska, serwująca młody bób na plackach ziemniaczanych z kiełbasą. Na talerzu zobaczyłam dwa placki ziemniaczane, kilka nasion bobu, ugotowanych, ostudzonych, podsmażonych, znowu ostudzonych i pewnie znowu podgrzanych, bez żadnej struktury, kawałek kiełbasy, rukolę (SERIO!) i dwa kieliszki - w jednym oliwę (nie wiem z czego i z czym) i sos mięsny. Obsługa nie była przyjaźnie nastawiona, jakby pracowała za karę. Danie trąciło myszką. To raczej antyreklama restauracji. 

13. SerVantka, podająca schab z blinem i burakiem. W tym daniu najlepsze były plastry buraka. Miniaturowy blin był przyjemny dzięki kurkom. Galaretki nie zrozumiałam. Rukoli też nie.

14. Spółdzielnia serwująca comber z królika. Tutaj super sprawą były podkładki tłumaczące ideę dania. Gdyby ziarna pszenicy były ciepłe to byłabym zadowolona. Jedząc to danie do głowy przyszedł im Solec44 w Warszawie.

15. The Mexican i żeberka. Chociaż to były raczej kości z niewielkim dodatkiem mięsa i dodatkiem skrobiowym w postaci kawałka ciasta francuskiego (po co?) i drący się kelner serwujący sernik. Ok, rozumiem,  to jest klimat tej restauracji. Ale po co to ciastko? I czemu żeberka bez mięsa?

16. Zbożowa podająca ravioli z kozim serem z puree ze skorzonery. W sałatce z dzikich listków znalazła się sałata lodowa, ale może listki były już na wykończeniu? Smak skorzonery podkręcony był korzeniem lubczyku i korespondował z kozim serem. Składniki na talerzu dopełniały się. Całość nawiązywała do idei lokalu, serwującego zdrowe jedzenie. 

Mam wrażenie, że restauracje w różny sposób zrozumiały ideę Festiwalu. Jedni chcieli pokazać się z jak najlepszej strony, zaprezentować swoje racje i to co zazwyczaj podają, inni chcieli jak najwięcej z tych 10zł zatrzymać dla siebie i nie pokazali swojego menu. 

A Wam jak smakowało?


wtorek, 10 czerwca 2014

Wine&Food Pairing w Mierzęcinie


 W marcu odwiedziłam Pałac w Mierzęcinie. Brałam tam udział w kolacji Wine&Food Pairing, na której podano wina robione w Mierzęcinie.

Pałac w Mierzęcinie to przepiękny kompleks w województwie lubuskim. Składa się z kilku budynków folwarcznych i, jak sama nazwa wskazuje, pałacu. Na terenie znajduje się winnica, z której plonów produkowanych jest kilka odmian wina. Jest też jedyne w Polsce GrapeSPA, gdzie można rozkoszować się zabiegami na twarz i ciało opartymi na winogronach.
W restauracji Pałacowej Szef kuchni serwuje dania nowoczesnej kuchni polskiej, które zaspokoją nawet najznamienitsze podniebienia. 

W okolicy znajdują się jeziora i piękne poniemieckie zabudowania. Warto tam pojechać o każdej porze roku.




















Pałac Mierzęcin
www.palacmierzecin.pl
Dobiegniew, woj. lubuskie

czwartek, 22 maja 2014

Rachel Hofstetter - Ugotuj swój biznes

Marzyliście kiedyś o własnym interesie związanym z kulinariami? Ja bardzo. Dlatego otworzyłam księgarnię kulinarną:) A marzenia się spełniają, jeśli bardzo tego chcemy.



Książka Ugotuj swój biznes to pozycja zawierająca kejsy* różnych biznesów związanych z kulinariami. Autorka zebrała dane pochodzące od właścicieli firm oraz ich opinie i doświadczenia w jednej książkowej pozycji. Z tych rad mógłby powstać kurs akademicki odpowiadający na pytanie "jak założyć biznes kulinarny odnoszący sukces w XXI wieku?". 
W poszczególnych rozdziałach opisano musli, masła czekoladowe i wiele innych. Dowiadujemy się z nich, jak powinno wyglądać idealne opakowanie, ile czasu i pieniędzy potrzeba by przygotować dobre wejście na rynek, a także jak jeszcze niedawno zaczynali dzisiejsi potentaci. 

Tę książkę się "połyka", jest napisana fajnym językiem. A rady w niej zawarte przydadzą się także mnie w prowadzeniu swojej księgarni.



Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Illuminatio
Rachel Hoftetter - Ugotuj swój biznes
Fotografie: -
Wyd. Iluminatio (2014)
Liczba stron: 224
Okładka: miękka
Cena okładkowa: 34,9zł

środa, 7 maja 2014

Ukraina smaków - zapowiedź

Muszę Wam powiedzieć, że uwielbiam kuchnię kresową, kuchnię wielu smaków, narodów. W najbliższym czasie na polskim rynku wydawniczym ukaże się książka poświęcona kuchni ukraińskiej. 

Czy warto się z nią zapoznać? Na pewno. Zapowiedź wydawnicza brzmi bardzo dobrze:

"W Ukrainie Smaków znajdziemy około 50 przepisów kuchni ukraińskiej w aranżacji Anieli Redelbach. Zamieszczono tam propozycje przystawek do dania głównego, przekąsek na każdą porę dnia, a nawet zakąsek, które będą świetnym uzupełnieniem wszelkich trunków. W książce nie zabrakło oczywiście także dań głównych: zup, potraw mięsnych, rybnych i mącznych. Wisienką na torcie są słodkości – wypieki i desery – oraz tradycyjne nalewki. Przepisy z kuchni ukraińskiej to świetne urozmaicenie codziennego i świątecznego jadłospisu. Warto przekonać się osobiście, jakie efekty da eksperymentowanie z łączeniem potraw polskich i ukraińskich, choć wszystko wskazuje na to, że możemy spodziewać się tu raczej harmonii niż dysonansu. "

A jej autorka wydaje się być niezwykle ciekawą postacią:


Kwestionariusz kulinarny Anieli Redelbach

  • W domu czy na mieście?
W domu, wtedy na pewno nie będę rozczarowana, bo gotuję to, na co mam akurat ochotę!

  • Tradycyjnie czy nowocześnie?
Przede wszystkim zdrowo. Często łączę przeplatam kuchnię nowoczesną z tradycyjną.

  • Lokalnie czy światowo?
Kupuję świeże, lokalne produkty. Oczywiście, kiedy mam ochotę na przykład na kuchnię tajską, robię wyjątek i kupuję produkty sprowadzone z Tajlandii.

  • Tanio czy drogo?
To zależy od upodobań, ale na pewno dania kuchni ukraińskiej są tanie w przygotowaniu.

  • Szybko czy powoli?
Zdecydowanie jestem za podejściem slow food. To dla mnie przede wszystkim tradycyjne przygotowywanie potraw, czas gotowania nie jest aż tak ważny.

  • Sama czy w towarzystwie?
Zdarza mi się gotować wyłącznie dla siebie. Potrafię pojechać do supermarketu na drugim końcu miasta i kupić to, na co akurat mam ochotę. Często też gotuję dla znajomych, prywatnie i na różne przyjęcia.

  • Na słodko czy na słono?
Nie lubię słodyczy, mogłoby ich w ogóle nie być! Nie mam w zwyczaju jedzenia deseru po kolacji... Sama dużo piekę, ale dla innych.

  • Na ciepło czy na zimno?
Uwielbiam sałatki, ale sama też wędzę mięso, ryby czy pomidory – przepyszne na gorąco.

  • Na ostro czy łagodnie?
Lubię potrawy dobrze doprawione, ostre, dlatego tak mi odpowiada kuchnia tajska.

  • Lekko czy tłusto?
Nie ma to jak jajecznica na maśle J ale z umiarem

  • Prosto czy wymyślnie?
To zależy od dnia, ale nie przerażają mnie skomplikowane potrawy. Mam tym większą satysfakcję, kiedy uda mi się je zrobić.


Książka "Ukraina smaków" ukaże się 20 maja nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.


Do przygotowania wpisu wykorzystałam informację prasową oraz wywiad z autorką - Anielą Redelbach.

sobota, 8 marca 2014

Sioło Budy zimą



W połowie lutego udało mi się ponownie odwiedzić Sioło Budy, pensjonat położony w sercu Puszczy Białowieskiej. Jest tam również XIX-wieczny skansen, Karczma Osocznika gdzie można posmakować prawdziwej lokalnej kuchni, posłuchać ciszy, a jeśli ma się szczęście - spotkać przy paśniku żubra i inne leśne zwierzęta. Dojeżdżając do wsi Budy zaskakuje mnie cisza, przerywana śpiewem ptaków, na polu pod lasem widzę żurawie. Mam wrażenie, że przenoszę się w czasie i przestrzeni. 


Sioło Budy to miejsce, w którym gospodarze dbają o zachowanie kultury i tradycji regionu, zarówno poprzez celebrowanie unikatowej kuchni okolicznych wiosek, a także pojedynczych rodzin, w których przygotowywano specyficzne dania, jak i wyroby rzemiosła i rękodzieła. Składa się tu hołd wybitnym jednostkom, przedstawicielom klasycznych, dawnych zawodów.
Ludzie, którzy tworzą Sioło są wyjątkowi. Pan Sergiusz Niczyporuk, były budowniczy z radością dzieli się wiedzą i miłością do tradycji, Pan Tomasz Jagodzik, kucharz, jeszcze kilkanaście lat temu pilotował samoloty i szybowce, pracował jako instruktor lotnictwa, teraz z równą pasją przygotowuje syberyjskie pielmieni i litewskie kibiny, czy charakterystyczną kiszkę ziemniaczaną, zabytek kuchni jednej rodziny. 


W pięknych drewnianych chatach przygotowano 80 nowoczesnych miejsc noclegowych, a pokoje wyposażone są w wygodne łazienki, których nie powstydziłby się wysokiej klasy pensjonat w znanym kurorcie. O wygląd tego miejsca, o zachowanie tradycji i kultury dba z pasją Pan Sergiusz Niczyporuk z żoną Marią i synem Aleksandrem. Z Panem Sergiuszem udało mi się porozmawiać:

Laura Osęka: Jest Pan gospodarzem Sioła Budy. Jak do tego doszło?
Sergiusz Niczyporuk
Sergiusz Niczyporuk: Zajmowałem się budownictwem drewnianym przez 30 lat, takim tradycyjnym, bo opartym na dawnej szkole budownictwa. Ale nie tylko, bo nowoczesnym również - łączyłem dzięki temu wiedzę współczesną z tradycyjną. I w roku 1998 zgłosił się do mnie klient, który nabył posesję na polanie w Puszczy Białowieskiej i zlecił mi projekt - wykonanie pensjonatu spójnego stylowo i architektonicznie z obrazem tej wsi. Na opuszczonej i zaniedbanej posesji stał tylko jeden dom, który obecnie jest częścią Dużego Domu, stodoła i rozpadający się budynek. Mój klient prowadził to miejsce przez 6 lat. Potem przekazał je nam w dzierżawę. Prowadzimy je już 8 lat. W tym czasie rozbudowaliśmy je o kolejne domki, zdobione wzorami charakterystycznymi dla tego terenu.
L.O.: W jaki sposób pojawił się na terenie pensjonatu skansen?
S.N.: W trakcie realizacji, jeden z naszych synów objeżdżał okoliczne wioski i zobaczył człowieka, który stał z piłą motorową przy starej chacie z wyraźnym zamiarem jej pocięcia. Syn się zatrzymał, porozmawiał z nim i po pół godziny dobili targu i odkupił od niego tą chatę. Później okazało się, że uratował wspaniały zabytek, chatę z 1836 roku. Na jej bazie zrobiliśmy skansenik w postaci gospodarstwa chutorowego z początku XIX wieku.
"Skansenik"
Uważałem, że nasza tradycja, kultura, która zamierała, warta była upamiętnienia i przedstawienia jej przyszłym pokoleniom. Wieś podlaska umierała, głównie dlatego, że emigrowała z niej młodzież. Ciąg przekazywania tradycji urwał się. Dlatego postanowiłem na terenie pensjonatu umieścić różne elementy tradycyjne, rękodzielnicze. Naszym zamiarem jest zachować jak najdłużej to dziedzictwo, które można tutaj obserwować.
L.O.: Skąd nazwy domków, w których mieszkają goście?
S.N.: Cokolwiek się nie dzieje, zawsze jest dziełem ludzkich rąk i dlatego każde z imion, dotyczy konkretnych ludzi, którzy zasłużyli się w tworzeniu tej kultury, tego dziedzictwa, które nam przypadło. I byli to ludzie wybitni. Kucharka Nastusia, jest autorką kiszki mięsnej, niespotykanej poza tym miejscem. Tkaczka i krawcowa Anastazja to wybitna gospodyni wiejska, która miała niebywały talent tworzenia pięknych ubrań. Kowal Bolesław, który prowadził w Hajnówce kuźnię, przybył w te strony z Lubelszczyzny, prawdziwy, wspaniały rzemieślnik. Szymon, rzemieślnik czworga rzemiosł, człowiek zdolny, logiczny, wspaniały nauczyciel. To twórcy, którzy dziś nosiliby nazwę artystów. Znaleźliśmy godzien sposób by zachować pamięć o tych wybitnych ludziach.  
L.O.: Co Pana zdaniem wyróżnia kuchnię w Siole Budy?
S.N.: Tradycje kulinarne na tym terenie zostały stworzone przez wiele narodów. W naszej karczmie kultywujemy tradycje wszystkich tych ludzi, którzy zamieszkiwali te tereny, bo takie było założenie, przesłanie i misja tego miejsca. Pokazać różne aspekty kultury tych wszystkich narodowości, które tu mieszkały, również z zakresu kulinariów. Tą misję raz łatwiej, raz trudniej ale jakoś realizujemy. Prezentujemy też danie jednej rodziny, kiszkę, którą najpewniej wymyśliła babcia mojej żony Marysi. Ono pokazuje jak gospodarne były gospodynie, które miały do dyspozycji jeden lub dwa tuczniki w ciągu roku. 



Jednym z głównych punktów wizyty były odwiedziny Karczmy Osocznika. Tam Pan Tomasz Jagodzik barwnie opisał i pokazał, jak przygotować kibiny i surówki jego pomysłu oraz ze swadą opowiedział, jak to się stało, że trafił do Sioła Budy. Przyrządził dla nas przepyszną soliankę, pielmieni, pierogi z kapustą i twarogiem, kibiny, kiszone buraki i wybór różnych marynowanych warzyw. Każde danie z osobna było wyjątkowe. 

Soljanka
Pielmieni oraz surówki


Przepis na kibiny z mięsem wieprzowym
wg mojej interpretacji

1 kg mąki pszennej
4 jajka
450g margaryny
sól
(opcjonalnie śmietana jeśli ciasto będzie za suche)


500 g mielonego mięsa wieprzowego
2 cebule
sól, pieprz

1 żółtko do posmarowania kibinów przed upieczeniem

Z mąki, jajek, soli i margaryny (i ewentualnie śmietany) wyrobić ciasto. Cebulę drobno posiekać. Na patelni rozgrzać tłuszcz. Dodać cebulę i mięso. Usmażyć, doprawić do smaku i przestudzić.  Ciasto rozwałkować na grubość około 3mm. Wycinać krążki, nadziewać mięsnym farszem.

Piekarnik rozgrzać do 160’C. Kibiny posmarować żółtkiem. Piec około 20-25minut aż będą złociste.



Z szefem kuchni porozmawiałam o tym, co lubi jeść i gotować najbardziej i jak to się stało, że pracuje w Siole Budy:
Laura Osęka: Co najbardziej lubi Pan gotować?
Tomasz Jagodzik: Najbardziej to lubię piec wszelkiego rodzaju mięsa. Dziczyznę, drób, wieprzowinę. W każdy możliwy sposób. To najczęściej przygotowuję też w domu. I najbardziej lubię robić z niczego coś, rolady faszerowane mielonym mięsem i warzywami.
L.O.: Co jest Pana specjalnością?
T.J.: Specjalizuję się od tamtego roku w przygotowywaniu surówek. Zależy mi żeby te surówki były jak najlepszej jakości, żeby smakowały, żeby ludzie zjadali je w 100%. Robię je na swój sposób, mam dodatki zaparzone w specjalnie zrobionej zalewie. Do każdego warzywa przygotowuję dobraną zalewę, w ten sposób osiągam wyjątkowy smak. Specjalizuję się też w różnego rodzaju pieczonych warzywach.
L.O.: A jakie są Pana ulubione pierogi?
T.J.:  Zdecydowanie pielmieni. To dzięki nim dostałem 7 lat temu pracę w kuchni Sioła Budy. Klasyczne przygotowuje się z trzech rodzajów mięsa.
L.O.: Jaka była Pana droga do tutejszej gastronomii i ile to już trwa?
T.J.: Do momentu podjęcia zawodu kucharza byłem lotnikiem. Byłem pilotem i instruktorem. Szkoliłem w aeroklubie białostockim i w Dęblinie. W pewnym momencie nie mogłem już pracować w lotnictwie i w 1997 roku znalazłem pracę w gastronomii. A że w dzieciństwie pomagałem mamie w kuchni to okazało się, że to praca dla mnie odpowiednia. Od ośmiu lat pracuję w Siole Budy, gdzie miejsce zapewniły mi moje pielmieni (śmiech). Lubię to, co robię.

Moim ulubionym z dań proponowanych w Karczmie Osocznika są hałuszki, kluski mączno-ziemniaczane, tradycyjnie pieczone w piecu, tutaj w wersji smażonej w głębokim tłuszczu.


Przepis na hałuszki  (w mojej interpretacji)

Składniki:
2 kg ugotowanych ziemniaków (najlepiej wczorajszych)
2 jajka
300g mąki pszennej
1 litr oleju rzepakowego

Ziemniaki przecisnąć przez praskę, wymieszać z jajkiem i mąką. Jeśli ciasto będzie za luźne dodać więcej mąki. Formować niewielki kluski i smażyć na gorącym, głębokim tłuszczu. Podawać ze śmietaną, cukrem pudrem lub na wytrawnie np. z sosem grzybowym.


Sioło Budy to miejsce, w które warto się udać, by odpocząć, by zobaczyć elementy miejscowej tradycji, spróbować regionalnej kuchni. To również idealna baza wypadowa by poznać atrakcje regionu. Można tu przyjechać o każdej porze roku. W lecie korzystać z uroków puszczy i zalewu, w zimie jeździć na biegówkach i tropić żubry. Można zasmakować prawdziwej ciszy. 



W Siole Budy prowadzona jest również działalność edukacyjna dla młodzieży, warsztaty z zakresu rękodzieła, kulinariów, historii rodzinnych i społecznych. Na terenie pensjonatu niedawno pojawiła się ruska bania - czyli kresowe spa. A w bliskiej przyszłości mają zostać uruchomione zabiegi z zakresu ziołolecznictwa.





Informacje praktyczne:
Sioło Budy
Budy 41
17-230 Białowieża
www.facebook.com/SioloBudy
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...