czwartek, 16 listopada 2017

Jedzenie, które leczy - Karolina i Maciej Szaciłło

Gdy usłyszałam o nowej książce duetu Szaciłło byłam zdziwiona, żeby nie powiedzieć zaskoczona. Pomyślałam sobie "kolejna książka bez smaku, na pewno nawiedzona". Czy bardzo się pomyliłam?

Tym razem para przygotowała pozycję nie do końca taką jak zawsze, zdecydowanie większą i pełniejszą, w rozmiarze pełnoprawnej książki kucharskiej, a nie małego poradnika, jakich wydali wcześniej już kilka (najpierw w Agorze, później w Zwierciadle). Swój pierwszy kontakt z ich wspólnymi książkami miałam kilka (bodaj 3) lat temu, gdy ukazała się "Karolina na detoksie". Z tamtej książki przygotowałam prawie wszystko, bo czułam się zmęczona i potrzebowałam wysoko odżywczej, ale jednocześnie lekkiej żywności. Podziałało (zresztą tak samo, jak post dr Dąbrowskiej - kilka dni na samych warzywach poprawiają nastrój, stan skóry i ogólną kondycję). Czułam się pełna energii, a mój kolega, który wówczas ze mną "katował się" obniżoną kalorycznie dawką jedzenia, zupełnie zmienił swoje nawyki żywieniowe i schudł kilka kilogramów (zaczął też ćwiczyć i notować wszystko co zje by liczyć kalorie).
 Książka, z którą mam teraz do czynienia wywołała we mnie mieszane uczucia. Zastanawiałam się, czy "Jedzenie, które leczy" to nie pozycja dla tych wszystkich pseudojoginów. I muszę przyznać, że trochę się myliłam. Z tej książki może korzystać każdy, nawet jeśli nie interesuje go Ajurweda, czy to w formie medycyny czy kuchni.

Sama książka bazuje mocno na teoriach naturalnej medycyny pochodzącej z Indii, mającej tysiące lat i stosowanej z powodzeniem do dziś. W jej pisaniu wziął udział konsultant ajurwedyjski Przemek Wardejn, który na spotkaniu z autorami "skradł im cały show". By zacząć korzystać z niej w sposób świadomy dobrze byłoby dokonać diagnozy, czyli jaka konstytucja przeważa w naszym przypadku, żeby odpowiednio dobrać składniki pokarmowe i dania, tak by nasze ciało funkcjonowało, jak najlepiej. Książka w tym pomaga. W początkowych rozdziałach znalazł się test, po którego wypełnieniu powinniśmy się dowiedzieć "co nam w kiszkach gra". Problem w tym, że na przykład w moim przypadku częstokroć wszystkie odpowiedzi były bardziej lub mniej prawdziwe.
 W dalszej części dowiadujemy się co przygotować by móc gotować, jak zabrać się za swoją dietę w kolejnych porach roku. Najpierw mocno obcinając składniki, później rozszerzając ich wachlarz. Do menu dołączone są przepisy i to one są dla mnie najbardziej interesujące. Wegetariańskie, pachnące przyprawami z całego świata, dosyć proste w przygotowaniu.

Koleżanka zadała mi pytanie, czy rzeczywiście trzeba czytać te wszystkie rzeczy napisane przez autorów by z książki korzystać? Uważam, że to zależy. Można tę książkę traktować jako pozycję "uzdrawiającą", wówczas należałoby wszystko przeczytać i skonsultować się ze swoim lekarzem, przed wprowadzeniem porad w życie. Jeśli jednak ma to być książka po prostu kucharska, rozszerzająca wachlarz potraw, które przygotowujemy w swojej kuchni, coś co dołożymy do swojego codziennego menu - nie trzeba. W takim przypadku możemy zacząć eksperymentować z różnego rodzaju potrawami.
Mnie osobiście w "Jedzeniu, które leczy" najbardziej spodobały się właśnie przepisy, w szczególności te na rzeczy, które można zrobić na później (okey, rozumiem filozofię, mówiącą o kilku godzinach, ale w moim trybie życia po prostu się nie da i masę rzeczy robię dzień wcześniej, wieczorem, by mieć kolorowe pyszności w pudełkach do pracy) i na śniadanie. Warto na to zwrócić uwagę, bo z "Pary w kuchni" nie ugotowałam niczego. Testowałam muffiny, placuszki i napary. Napary zostają ze mną dłużej, dołożę je do lemon ginger honey, który spożywam właściwie codziennie od października do marca by się rozgrzać. Być może, gdy będę miała więcej wolnego czasu to zrobię sobie tydzień lub dwa zgodne ze swoją konstytucją.

"Jedzenie,które leczy" to dotychczas najładniej wydana pozycja tych autorów (chociaż moim zdaniem "Przemytnicy..." Moniki Morozowskiej i Macieja Szaciłło byli super książką!). Pełna jest barwnych, żywych zdjęć, przenoszących czytelnika do dalekich i gorących Indii. Widać pracę, którą włożono w edycję i jej przygotowanie. 
Same przepisy są wykonalne. Choć, jak mówi Karolina, ich główny sprawca i autor - Maciej nie pamięta jakie są w niej przepisy, nie pamięta też co w nich jest. Większość składników udaje się bez problemu zdobyć, czasami posiłkując się internetem, a czasami sklepami specjalistycznymi (cudowny sklep z przyprawami w przejściu podziemnym Dworca Centralnego w Warszawie! <3). Zdjęcia potraw są miejscami trochę prześwietlone. 

Reasumując, z tej książki można gotować nie zagłębiając się w filozofię, jeśli jednak postanowimy gotować zgodnie ze swoim typem - warto skonsultować się z lekarzem czy profesjonalistą. Pozycja jest wydana estetycznie, a przepisy są "gotowalne". Mam świadomość tego, że to wydawnictwo bardzo specyficzne i znajdą się osoby, którym zupełnie się nie spodoba. 



Plusy:
Minusy:
+ forma (piękna okładka, skład)
+ łatwość wykonania
+ papier <3
+ konsekwencja
+ zdjęcia reportażowe
+ postawa autorów
+ cena okładkowa


- zdjęcia potraw
- "czy trzeba w to wszystko wierzyć"
- miejscami dwuznaczność 


Karolina i Maciej Szaciłło - Jedzenie, które leczy
Zdjęcia: Karolina i Maciej Szaciłło, Jarek Tokarski (piękne!)
Wyd. Zwierciadło (2017)
Liczba stron: 296
Okładka: twarda
Cena okładkowa: 49,90zł

Książkę otrzymałam od Wydawcy. 

#bookreview #cookbook #book #bookstagram #cookbooks #ksiazkakucharska #szacillo #wydawnictwozwierciadlo #ajurweda #health #zdrowie #dieta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...