Do niedawna uciekałam przed wszystkimi produktami pochodzenia zwierzęcego. Najpierw wprowadziłam do diety ryby i owoce morza. Małymi kroczkami, celem bycia bardziej profesjonalną, zaczęłam próbować mięsa. Rozpoczęłam od jagnięciny, kurczaka i kaczki, potem przyszła kolej na wołowinę.
Dzięki uprzejmości Roberta Sowy, właściciela restauracji Sowa i przyjaciele oraz Patrycji Siwiec, dziennikarki, autorki bloga Smaklick w ostatnią niedzielę miałam okazję spróbować dań sporządzonych z gęsiny. W restauracji zjawiły się znakomitości polskiej publicystyki (Piotr Adamczewski, który jest także blogerem), redakcje Food Service (Agata Godlewska) i Magazynu SMAK (Kamil Antosiewicz i Monika Powalisz), blogerzy kulinarni (Where's The Food, Madame Edith, Ola Oslislo/Ostryga - publikująca także w katowickiej Gazecie, Restaurantica, Froblog) oraz Marzena Gregier Franco ze Smaków Portugalii.
Na początku Robert Sowa i Przemysław Klima wyjaśnili ideę spotkania oraz przedstawili degustowane menu. Sommelier polewał do kieliszków Chardonnay i Beaujolais Nouveau. Na stole czekało pieczywo robione w restauracji oraz masło ziołowe.
Degustację rozpoczęło foie gras z cieniutkim plasterkiem czarnej trufli, galaretką z wina Moscato, podkreślone konfiturą z borówki oraz słodkimi kuleczkami z orzechów pini w towarzystwie cukru pudru. Danie to było dla mnie swego rodzaju wyzwaniem - nie dość, że nie próbowałam nigdy gęsi to jeszcze moje pierwsze spotkanie z tym ptakiem rozpoczęło się od foie gras. Konfitura z borówki świetnie zrównoważyła smaki znajdujące się na talerzu.
Następnie podano żołądek gęsi z musztardowcem w postaci sosu, puree z topinambura i miodu i pietruszką. Puree było moim hitem - kremowe, delikatne, podkreślające smak żołądka, który dzięki długiemu gotowaniu metodą sous vide był niezwykle kremowy w smaku.
Smażone foie gras z hibiskusem i groszkiem cukrowym, podane na brioszce było kolejnym wyzwaniem. Słodycz pieczywa i hibiskusa była ciekawym towarzyszem dla foie gras.
Gwoździem programu były dwa dania z nogi gęsiej: confit z sosem parmentier i noga z kasztanami, karmelizowaną dynią i marynowanym rydzem. Mięso było kruche, łatwo odchodziło od kości, rozpływało się w ustach, a jednocześnie było zwarte. Fantastycznie pachniało.
Na deser zaserwowano sorbet z buraka ze słonym krowim serem, a wszystko to podkreślone dymem wiśniowym z anyżem.
To był bardzo udany wieczór, poszerzający horyzonty smaku oraz, dzięki dyskusji z Piotrem Adamczewskim i blogerami, horyzonty wiedzy i opinii. Wiem już, które części gęsi mi smakują bardziej, a które mniej, wiem też jak smakują podkreślone białym winem i lokalnymi produktami. Na pewno na tym moja przygoda z gęsiną się nie skończy.
Jeśli chcecie spróbować dań, które ekipa restauracji wyczarowuje między innymi techniką sous vide to nie pozostaje nic innego, jak odwiedzić restaurację Sowa i przyjaciele.
oj, to był wyjątkowo smaczny wieczór. W pociągu jeszcze długo rozmyślałam nad listą rankingową menu zaproponowanego przez Roberta Sowę - i chyba ostatecznie wygrywa confitowane gęsie udko :-) pozdrawiam serdecznie,
OdpowiedzUsuńOla Oslislo
www.oslislo.pl/ostryga