Od kilku lat jest jej pełno, uświadamia Polaków, jak żyć zdrowiej, jak jeść lepiej, że jedzeniem można poprawić swój stan zdrowia. Teraz dowodzi, że dzięki jedzeniu można być szczęśliwszym. Mowa o Mai Sobczak, autorce trzeciej już książki kulinarnej - "Przepisy na szczęście".
Niewielka książka, licząca 240 stron, zawiera w sobie historię niesamowitej miłości matki do syna i człowieka do jedzenia. Znajdziemy w niej poszanowanie produktu i chęć wyrażenia emocji poprzez domowe posiłki. Na kartach książki znalazły się zdjęcia, ale nie tylko potraw, są tutaj podobizny Huga - syna Mai, ludzi, których spotkała na swej drodze i produktów. To książka o zbilansowanym (wegetariańskim) jedzeniu i o radości, którą można z niego czerpać.
Muszę jednak przyznać, że podeszłam do niej z pewną rezerwą, trochę jak pies do jeża. Nie do końca wiedziałam, jak ją ugryźć, od czego zacząć. "Przepisy na szczęście" dostałam na premierze, której towarzyszył poczęstunek, w postaci dań przygotowanych przez Bazar Kocha z przepisów z książki. Po czym ją odłożyłam na stolik kawowy i czekałam, czekałam, aż któregoś dnia zaczęłam przeglądać i wybrałam kilka z przepisów do przygotowania. Okazały się one tak proste i nieskomplikowane, że nawet mój M., posiadający dwie lewe ręce, był w stanie coś upichcić.
By gotować z tej książki trzeba niestety poczynić niewielkie, ale specjalistyczne zakupy. Należy zaopatrzyć się w przyprawy takie jak chunky chat masalę, sabji masalę czy korzeń galangalu. Większość z nich udało mi się nabyć w jednym sklepie internetowym, nawet nie zbankrutowałam, choć tego obawiałam się początkowo najbardziej.
Sama książka podzielona jest na dwie główne części - dosyć długi wstęp, w którym Maia wyjaśnia co, po co i dlaczego tak, a nie inaczej oraz przepisy. Te z kolei zostały przydzielone do trzech żywiołów: ognia, powietrza i wody. Ten podział związany jest z filozofią Ayurvedy, którą praktykuje Maia.
Poza koniecznością dokonania zakupów, nie zachwyciły mnie zdjęcia, chociaż mam świadomość, że dokładnie taki mógł być zamysł autorki - to jest zdjęcia ciepłe, domowe, pokazujące co rzeczywiście ma wylądować na talerzu. Kolory nagłówków sprawiły, że trudniej mi się z książki korzystało. A konieczność rozpalenia ogniska by upiec kalafiora do zupy na długo odsunęła mnie od gotowania (ostatecznie opaliłam kalafiora pod grillem w piekarniku - jednak generalnie przypalone jedzenie jest mało zdrowe).
Jednak daję jej szansę i pewnie wezmę "Przepisy na szczęście" na letni wyjazd do lasu, gdzie będzie pyrkać garnek na żywym ogniu.
Plusy (+)
+ prostota wykonania dań
+ różnorodność przepisów
+ obietnica szczęścia
+ przyjemność korzystania
|
Minusy (-)
- konieczność zakupu specjalistycznych składników
- rozpalanie ogniska celem ugotowania zupy
- zdjęcia - nadal uważam, że warto dać zarobić fotografowi
- wybór fontów i ich kolorów
- skład
|
Maia Sobczak - Przepisy na szczęście
Zdjęcia potraw: Maia Sobczak
Wydawca: Muza (2017)
Stron: 240
Cena: 39,90zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz